Pierniczki, gruntowne porządki, mycie okien… Ja wysiadam. Dołączysz?

Nie umyję w tym roku okien na Święta! Będę wyczekiwała Mikołaja za ubrudzoną łapkami czterolatka szybą, a goście nie zachwycą się bielą powiewającej firanki. Nie zamierzam również wymiatać kurzu zza każdej szafki i nie wysprzątam piwnicy ani garażu. A co! Mam prawo!
Powiedziałam to na głos! Ufff…
Dziś jestem w buntowniczym nastroju. Czuję się zmęczona tym, że wciąż jestem ze wszystkim spóźniona o jakieś pół roku. Nie upiekłam jeszcze pierniczków, chociaż młody się tego zdecydowanie domaga. Nie chodzi oczywiście o same pierniki. Ich moje dziecię zwyczajnie nie lubi. Chodzi o samą czynność wyrabiania ciasta, wykrawania z niego gwiazdeczek i zanurzania paluszków w słodkim lukrze, a także o grzebanie się w kolorowej posypce.
Od kilku dni wybebeszam szafkę po szafce i segreguję, wyrzucam, oddaję, zatrzymuję największe skarby. Jedyna bombka, którą zachowałam z rodzinnego domu, pudełko z mleczakami, które zbierali dla mnie rodzice, sznur bursztynów – bezcenna pamiątka po babci, znienawidzone okulary, które wyleczyły mnie z zeza kiedy miałam siedem lat. Wyciągam wszystko by szybko ogarnąć bałagan, a później znajduję takie oto przedmioty, które każą mi się zatrzymać, oddać się wspomnieniom, a czas płynie przez palce jak szalony. I znowu prawie nic nie zrobiłam i mam wrażenie, że otacza mnie coraz większy zamęt.
Kalendarz adwentowy wypełniony po brzegi zadaniami, aktywnościami i drobnostkami cieszącymi malucha, każdego dnia uzupełniam na nowo. Plany były zacne, a jakże! Życie je skutecznie zweryfikowało. Dziś mieliśmy lepić bałwana, ale po śniegu nie został nawet ślad, mieliśmy wybrać się na łyżwy, ale choroba rozłożyła mnie na łopatki. A jak matka chora to i kolegów nie możemy zaprosić na wspólne robienie świątecznych dekoracji. I tak dzień za dniem mój kalendarz się sypie, a ja tylko przekładam karteczki, które go wypełniają i dokładam więcej lizaków. Już wiem, że do wigilijnej nocy nie zrobimy wszystkiego co było w planie.
W zeszłym roku wyprawiłam moje pierwsze Święta. W tym roku również goście zjadą się do nas. I nie mogę się już tego doczekać. Ale postanowiłam zerwać z poczuciem winy i myśleniem, że zawodzę jako matka i żona. Być może barszcz będzie z kartonika, a pierogi zamówię w pobliskiej restauracji. Może kupię ciasta zamiast piec je po nocach, jak na porządną gospodynię domową przystało. Może przestrzeń dzieląca kanapę i ścianę nie będzie lśniła, a ja będę liczyła, że goście tam nie zajrzą. Może jednak warto trochę odpuścić?
Co właściwie się stanie jeśli część potraw na stole nie wyjdzie spod naszych rąk, czy naprawdę tragedią będą lekko przykurzone okna i niedoszorowane kafle? Będzie za to wszystko to, co pamięta się z domu. Co się z niego wynosi na całe życie. Sianko pod obrusem, szopka na kredensie, opłatek, życzliwy uśmiech i przytulasy pod pachnącą lasem choinką. Będzie wspólne dekorowanie domu, będzie pieczenie pierników (tu się poddaję ;)) i jeśli dziecię dotrwa, Pasterka. Kolejny raz będę stroiła nasze drzewko słuchając kolęd i popłakując pod nosem, a mąż jak zwykle będzie się ze mnie podśmiewał 😉 Syn będzie się kręcił gdzieś pomiędzy lampkami, które znów odmówią współpracy, a kartonem pełnym ozdób przywleczonym z piwnicy.
Grudzień to chyba najbardziej magiczny miesiąc w roku i naprawdę nie chcę przetrwonić go na kolanach ze szmatą w dłoni. Wolę usiąść do stołu wyklejając z synem watowego bałwana. Wolę poleżeć pod ciepłym kocem czytając dziecku kolejne rozdziały „Święta dzieci z dachów”. Wolę nauczyć syna słów „Dzisiaj w Betlejem” i śpiewać na całe gardło „zima, zima, zima, pada, pada śnieeeeeeeeg…”
Święta się same nie przygotują, ale spokojnie ogarnę je w kilka dni. Póki co, korzystamy z tego czasu jak tylko umiemy najlepiej, a ja próbuję zagłuszyć w sobie ten głosik, który wciąż szepce do ucha „Oj Matko, nie postarałaś się w tym roku… pierożki już mogłaś pomrozić i uszka do barszczu przygotować. I ten schowek, do którego na co dzień wolisz nie zaglądać wysprzątać wreszcie….”
„A kysz! Idę na spacer” – odpowiadam i od razu lżej mi na sercu.
Aż trudno uwierzyć, że tak niedawno taplaliśmy się w śniegu…
Jestem na Facebooku → KLIK 😉
Ania
Zagłusz ten okropny głos!!! Mój też mnie męczy, ale mu się nie daję. Tym bardziej, że też chorujemy i co najmniej połowa planów na Adwent niezrealizowana (na szczęście nie mamy kalendarza adwentowego, do którego musiałabym dokładać słodycze… nie zmobilizowałam się, żeby go zrobić, jak dobrze!), choć cały czas mam nadzieję, że uda nam się chociaż pierniczki upiec… Ale nawet jeśli nie, to trudno 🙂 Będą dziadkowie, choinka, prezenty, świąteczne swetry, kolędy i świąteczne bajki i książki. Jeśli dojdzie jeszcze do tego śnieg, to będzie idealnie. Tego staram się trzymać.
Sprzątnę za rok. Może 😉
admin
Piąteczka :*
Ewa
Ja z kolei w tym roku dla odmiany nie sprzątam wcale(no dobra trochę pomogę)! przygotowujemy z mężem zmiany na Nowy Rok. Kupiliśmy mieszkanie i właśnie trwa remont generalny. Nowy Rok, nowe mieszkanie, nowe lepsze życie. a chata z piernika zrobi się w piekarniku mamy lub teściowej. Muszę pomyśleć o dekoracjach. Gosiu jakieś inspiracje?
admin
Pokażę swoje dekoracje w przyszłym tygodniu 🙂 wszystko będzie banalnie proste 😉 i gratuluję mieszkania :*
Nowa w wielkim mieście
Ja też odpuszczam, bo wolę z córcią się pobawić czy na spacer wyjść, niż od rana do nocy biegać i sprzątać! Święta mają być magiczne i takie na luzie, a nie chcę w święta zmęczona spać pod stołem 🙂 W zeszłym roku też trochę sobie odpuściliśmy i barszcz był z kartonu, ale i tak był pyszny! 🙂 Nie ma co szaleć! Za rok też będą święta – może zacznę lepić uszka już w czerwcu 😉