Jak zachęcić dziecko do malowania, pisania – pracy rączką? Wprowadziłam system motywacyjny chociaż byłam jego przeciwniczką

Uwielbiam mądre książki, z których dowiaduję się jak mądrze robić zakupy, co jeść, żeby nie chorować i jak być najlepszym rodzicem pod słońcem. Czytanie jest dla mnie jak powietrze – niezbędne do życia, a jakiś czas temu do moich ukochanych powieści dołączyły mądre (muszę tu jeszcze raz podkreślić to słowo) poradniki. Książki pisane przez lekarzy, dietetyków, psychologów – ludzi, którzy wiedzą co mówią i nie sprzedają głupot naiwnym. Rzecz w tym, że nie wszystko co przeczytamy o dobrej relacji z dzieckiem, sposobie na bunt dwulatka (który chyba ostatnio wypadł z mody i dwulatki go już nie mają 😉) czy ząbkowanie sprawdzi się akurat w przypadku naszej pociechy. Tak się stało właśnie u mnie.
Jeszcze całkiem niedawno na czasie była motywacja dziecka przy pomocy nagród. Dziś czytam, że jednak to osłabianie motywacji wewnętrznej dziecka, że metoda marchewki daje odwrotny skutek i uczy podejmowania działań tylko dla nagrody. Teoria ta bliska mi była od początków macierzyństwa. Czytałam i namiętnie wprowadzałam w życie pochwałę opisową, rozbudzałam zainteresowania, byłam dumna, kochałam nad wszystko. Do tej pory nic się nie zmieniło poza jednym…
Moje dziecko jest niezwykle inteligentne (wiem, wiem – każda mama tak mówi 😊), ciekawe świata, sprytne, myśli nieszablonowo, kreatywnie, uwielbia być w ruchu i biega szybko jak strzała. Kocha wspólne czytanie książek, wojny na Nerfy, planszówki, klocki, basen i wspinanie się na drzewa. To, za czym od małego nie przepadał, to malowanie, kolorowanie czy pisanie. Jeszcze niedawno czuł wstręt do nauki liter, więc totalnie odpuszczałam. Raz na jakiś czas pojawiał się zryw do prac twórczych, bo mama przyniosła do domu prawdziwą sztalugę albo podarowała ogromną – długą na cały salon kolorowankę → dokładnie TAKĄ <3
Często słyszałam „nie chcę” i „nie umiem”. Domyślałam się, że oznacza to po prostu „nie lubię tego robić”. Ponieważ zawsze byłam zdania, że nic na siłę i dziecko do wszystkiego dorasta, najczęściej dawałam sobie spokój. Kiedy zaczęła się zerówka, Maćka nagle zaczęły interesować litery (napisałam fajny artykuł na temat naszych literowych gadżetów – na końcu tego wpisu podam do niego link). Część z nich już zna, umie napisać swoje imię i proste słowa typu „tata” czy „mama”. Nie ukrywam, że odetchnęłam z ulgą, bo zastanawiałam się, co będzie kiedy młody rozpocznie naukę w szkole.
TABLICA MOTYWACYJNA
Po ostatniej rozmowie z nauczycielką Maćka doszłyśmy do wniosku, że przyszedł jednak czas by spróbować przekonać Maćka, że z tym malowaniem czy kolorowaniem można się jakoś polubić. Wyciągnęłam z dna szafy magnetyczną tablicę motywacyjną, którą dostałam na jakimś blogerskim spotkaniu i powiesiłam na lodówce. Wytłumaczyłam Maćkowi, że jeśli przez 15 minut dziennie będziemy trenowali rączkę, to będzie mógł przyczepić sobie jeden magnes. Za 7 magnesów miała go czekać wcześniej wspólnie ustalona nagroda. Najczęściej był to basen, kino i kręgle. Słowa „trening” użyłam celowo, ponieważ Maćkowi kojarzy się bardzo dobrze – z aktywnością fizyczną, doskonaleniem własnych umiejętności i z biciem własnych rekordów, co sprawia mu niesamowitą frajdę. Zadziałało automatycznie. „Mamo! Chodź już na ten trening dłoni. Co mam zrobić?”.
Zaczęłam od tego, co młody lubił najbardziej – w ruch poszły labirynty. Tłumaczyłam, żeby starał się trzymać wyznaczonej trasy, a kiedy coś nie wychodziło powtarzałam, że najważniejsze jest to, że się starał i następnym razem pójdzie mu na pewno lepiej, bo „trening czyni mistrza”. Później przyszedł czas na naklejki i zestawy z mazakiem suchościeralnym (bardzo, bardzo polecam Bazgraki od Kapitana Nauki – są genialne) , które dzisiaj młody bardzo lubi. W drugim tygodniu „projektu – motywacja” Maciek oznajmił, że w przedszkolu robi szlaczki i chce robić je również w domu. Żałuję, że nie widziałam wtedy własnej miny. Musiała być zabawna – wybałuszone oczy i podejrzliwa mina… Zaczęliśmy zabawę ze szlaczkami.
Przyszedł czas na malowanie. Dziś człowiek, który ma wszystkie kończyny i domek złożony z kwadratu i trójkąta cieszy mnie niczym nowy odcinek „Riverdale” udostępniony na Netflixie. Młody zamienił słowo „nie umiem” na „spróbuję”. Kładziemy się razem na podłodze i kolorujemy nasze ukochane welurowe kolorowanki Djeco, albo idziemy w „Kapitalne zagadki” od Kapitana Nauki, które ćwiczą głównie spostrzegawczość.
Dzisiaj tablica przestała nam być potrzebna. W naszym przypadku nie sprawdziły się poradnikowe „straszaki”. Widzę, że Maciek czuje zadowolenie z własnych osiągnięć, potrafi powiedzieć, że jest z siebie dumny albo zadowolony, bo to mu naprawdę dobrze wyszło. Czasami mówi, że nie ma ochoty na trening dłoni i wtedy absolutnie odpuszczam. Każdy ma prawo mieć słabszy dzień lub tzw. dzień leniwca. Dotarliśmy tam, gdzie chciałam się znaleźć wraz z moim dzieckiem – do samomotywacji, którą rozbudził system nagradzania.
KILKA KSIĄŻKOWYCH RAD, KTÓRYCH SIĘ TRZYMAM
Pokazuję dziecku, jakie robi fantastyczne postępy.
Dodaję wiary w siebie – „Potrafisz to zrobić” . Uważam by zadania były dostosowane do możliwości dziecka. Wygórowane wymagania zniechęcą do dalszej pracy.
Urządziliśmy w domu wystawę prac artystycznych. To zwykły sznurek, na których wiszą niezwykłe arcydzieła – lodówka też służy nam za galerię dzieł doskonałych.
Jeśli coś Maćkowi nie wychodzi, tłumaczę, że następnym razem będzie lepiej i niektóre umiejętności trzeba ćwiczyć.
Dbam o przyjazną atmosferę, bawię się razem z nim np. kolorując wielką kolorowankę, utrzymuję bliską, ciepłą, dobrą relację.
Nie ganię, nie poprawiam, nie sterczę nad nim niczym strażnik więzienny.
Przygotowuję miejsce np. do malowania farbami, bo jęczenie, że dziecko wylało wodę na stół albo pobrudziło ubranie czy dywan zniechęca dziecko.
Dostarczam ciekawe, fajne pomoce dydaktyczne.
Nigdy nie porównuję prac Maćka do tych stworzonych przez kolegów i koleżanki.
Tłumaczę, że np. znajomość liter i nauka czytania pozwolą mu samodzielnie grać w ukochaną „Lego Przygodę”. Teraz to ja jestem narratorem gry.
Podziwiam, doceniam, wspieram.
Jestem.
***********
A teraz jeśli masz ochotę zerknij na gadżety, z którymi ostatnio pracujemy.
Ogromne welurowe kolorowanki, które Maciek bardzo lubi oraz długie na 3 m Mudpuppy – TUTAJ
Bazgraki i Kapitalne Zagadki Kapitana Nauki – TUTAJ i TUTAJ
Cudowna seria książek Schleich® – TUTAJ
Tablica motywacyjna – TUTAJ
Na koniec obiecany link do wpisu o literkach i cyferkach : Nauka literek i cyferek – NAJLEPSZE PUZZLE, UKŁADANKI I INNE CUDA
OSTATNIE WPISY
TOP 5 dla maluchów i TOP 5 dla starszaków
Nauka literek i cyferek – NAJLEPSZE PUZZLE, UKŁADANKI I INNE CUDA
Speed Pizza – gra rodzinna, która poprawia humor
Piękny prezent dla starszaka #2
Piękne, kreatywne prezenty dla dzieci
TOP 10 książek dla dzieci ciekawych świata
Dołącz do fantastycznej społeczności CoverBaby na Facebooku – TUTAJ
i obserwuj moją rodzinkę na Instagramie – TUTAJ <3
kasia
Zastanawiam się jaka wewnętrzna motywacja trzyma mnie w pracy każdego dnia… myślę, że to marchewka w postaci wypłaty. Odroczona co prawda, bo muszę na nią czekać do końca miesiąca ale trenuję cierpliwość. Niestety możemy uczyć dzieci, że to one same mają być z siebie dumne ale w rzeczywistości…ktoś i tak musi nas docenić, żebyśmy mogli się utrzymać.