Jak w prosty i przyjemny sposób nauczyć dziecko języka angielskiego nie wychodząc z domu? Nasz sprawdzony patent!

Od września Maciek idzie do szkoły. Obawiam się różnych rzeczy… Jak poradzi sobie z wytrwaniem w ławce 45 minut, czy nie położy się na podłodze i zacznie wyć z wściekłości gdy dostanie kolejne szlaczki czy literki do wykaligrafowania i oczywiście jak odnajdzie się w zupełnie nowej społeczności.
Do tej pory nie martwiłam się o jego zdolności lingwistyczne, bo przecież od czterech lat miał w przedszkolu język angielski! Nie chcielibyście zobaczyć mojej miny, gdy zrozumiałam, że młody nie tylko nie zna wszystkich kolorów, ale ma problem z liczeniem w obcym języku, a o konwersacji w stylu „How are you?” „I’m fine!” mogę pomarzyć. Zaczęłam nawet żałować, że jak gladiator miażdżyłam każdą myśl o używaniu przez młodego tableta nim skończył pięć lat. Od czasu do czasu w wolnej chwili siadaliśmy do książek i bawiliśmy się w naukę, ale Maciek słabo współpracował z tym moim nauczaniem. Miesiąc temu zapytał dlaczego miałby się uczyć jakiegoś języka skoro mieszka w Polsce, a tutaj wszyscy go rozumieją.
No i się zaczęło… Rozmowy o podróżach, urlopach, zakupach we Włoszech, przyszłej pracy, kontaktach biznesowych i braku ograniczeń, które daje znajomość angielskiego (nie wspomniałam, że fajnie by było gdyby opanował jeszcze hiszpański ;)). Nic go nie przekonywało, ale matki mają już taką umiejętność, że potrafią trafić w czuły punkt pociechy.
Wytłumaczyłam mu, że już nie potrzebowałby mojej pomocy kiedy ma swój czas „sam na sam” z konsolą 😉 Ooooo… I ten argument przemówił do niego w tempie ekspresowym.
NIE CHCĘ BYĆ ŻYWĄ TAKSÓWKĄ
Od początku wiedziałam, że nie chcę wozić młodego na żadne zajęcia językowe. Sama przez całe liceum chodziłam do jednej z większych szkół angielskiego w moim mieście i dziś uważam, że to była strata czasu i pieniędzy. Jeden wyjazd do Grecji czy Włoch nauczył mnie więcej w kwestii „dogadania się” z lokalsami niż cztery lata uczenia się czasów i gramatyki. Dziś wiem, że najlepsze co można zrobić by nauczyć się obcego języka to jak najwięcej w tym języku rozmawiać.
Mieszkamy w dość dużym mieście i szkoda mi czasu na stanie w korkach. Wozimy Maćka na jazdę konną i zajęcia z integracji sensorycznej. Za chwilę dojdzie pewnie ukochana piłka nożna, a ja mam nadzieję nie stać się żywą taksówką (wiem, mam marne szanse). Tam gdzie mogę, szukam mądrzejszych i prostszych rozwiązań (jak to się dzisiaj ładnie mówi – lifehacków ;)).
Postanowiłam spróbować metody nauczania online i zarezerwowałam Maćkowi w szkole AllRight darmową, próbną lekcję. Odbywa się ona w dogodnym dla mnie czasie – w poniedziałek Maciek miał lekcję o 17:00, a w czwartek o 9:30. Dziecko siedzi sobie w domu, ogrodzie czy gdzie mu tam wygodnie i łączy się ze swoim nauczycielem na przygotowanej do tego platformie, żeby troszkę pokonwersować. Ja w tym czasie piję kawę i podsłuchuję (ciekawa jestem jak mu idzie, ale przy okazji przypominam sobie wybrane zwroty i słówka).
NASZ SPRAWDZONY, PRZETESTOWANY PATENT
Po pierwszej lekcji miałam milion pozytywnych emocji, ale i kilka pytań. Po pierwsze Pani Angelina, którą wspólnie wybraliśmy jako nauczycielkę Maćka to przesympatyczna dziewczyna. Cechuje ją wyjątkowa ekspresja i pogoda ducha, która zachęciła młodego do dania z siebie wszystkiego. Powtarzał po Pani Angelinie całe zdania, słuchał z uwagą puszczanych piosenek, oglądał wyświetlane na monitorze obrazki i biegał z entuzjazmem po pokoju, kiedy nauczycielka prosiła o pokazanie czerwonego czy niebieskiego przedmiotu. Kiedy udało mu się dobrze odpowiedzieć na zadane pytanie, albo samemu je zadać widać było, że pęka z dumy. Jednym słowem, podczas tej lekcji bawił się znakomicie i otwierał się na rozmowę w obcym języku.
Były też minusy. Podczas pierwszej lekcji często spoglądał na mnie szukając podpowiedzi i widać było, że stara się odnaleźć w tej nowej dla niego sytuacji, że troszkę się peszy i przez to zapomina tego, co już umie. Przy kolejnej lekcji zostawiłam go w pokoju samego i to był zdecydowanie dobry pomysł. Okazało się, że moja obecność go po prostu rozpraszała, a nauczycielka świetnie sobie poradziła bez mojej ingerencji.
Dlaczego wybrałam AllRight? Powodów jest wiele. Szkoła uczy dzieci, które ukończyły cztery lata i ma w tym ogromne doświadczenie. Nauczyciele są fantastyczni, wybierani bardzo rygorystycznie (ze 100 osób do szkoły przyjmuje się ok. 4 pracowników), potrafią nawiązywać z dziećmi cudowny kontakt. Na stronie znajdziesz lekcje w różnych cenach (mniej więcej od 29 zł za 30 minut) i możesz zaoszczędzić wykupując od razu pakiet 50, 25 czy np. 10 lekcji. Żadna szkoła stacjonarna, gdzie mamy grupy kilkuosobowe, nie nauczy dziecka rozmowy tak, jak indywidualna rozmowa jeden na jeden. Pani Angelina skupia się tylko na Maćku, pomaga mu zrozumieć o czym mówi gestykulując, robiąc śmieszne miny, pokazując obrazki. Niesamowite jest dla mnie to, że po kilku lekcjach mój Maciek umie więcej niż po 4 latach języka w przedszkolu i zerówce.
Lekcje są dostosowane do różnego poziomu wiedzy. My zaczęliśmy od podstaw, ale wystarczy jeden telefon do szkoły i krótka rozmowa, żeby uzyskać pomoc w dobraniu odpowiedniego poziomu. Poza tym nauczyciel sam wyciąga wnioski na podstawie pierwszej rozmowy i widzi, jak pracować z daną osobą. Raz w tygodniu dziecko może darmowo korzystać z klubu mówiącego gdzie rozmawia z dziećmi i nauczycielami z różnych krajów. My jeszcze z tej opcji nie korzystaliśmy, ale pewnie do końca wakacji się na ten krok odważymy.
Prawie bym o tym zapomniała, a dla zabieganej mamy może to być ważne. Przed każdą lekcją dostaję przypominające maile i SMS-y dzięki którym nie muszę się przejmować, że coś przegapimy 😉
Pierwsze lekcje i emocje już za nami. Bardzo chciałam podzielić się z Wami wrażeniami i mam nadzieję, że komuś się one przydadzą. Postanowiłam też, że ten post będzie opisem doświadczeń, emocji i wrażeń, a nie suchą informacją dlaczego dziecko powinno znać język i kiedy zacząć się go uczyć. Prawda jest taka, że każde dziecko jest inne i ma indywidualne potrzeby. Wiem, że są trzylatki, które wymiatają po angielsku, ale nam potrzebny był czas, żeby Maciek zainteresował się taką nauką. Dziś myślę, że może gdybym odkryła ten niezwykle ciekawy i angażujący dla dziecka sposób nauki, może dziś miałabym syna dwujęzycznego… Na szczęście nic straconego. Teraz Maciek czeka na każdą lekcję już 15 minut przed jej zaczęciem przy laptopie i niecierpliwie przebiera nóżkami co chwilę pytając o swoją ukochaną nauczycielkę. Jesteśmy zachwyceni – ja, Pan tata i sam Maciek <3
Jeśli chcesz zarezerwować lekcję próbną to zostawiam Ci link : https://allright.com/
PRZEGAPIONE NA BLOGU ?
Przestań próbować… Po prostu bądź lub daj mi uciec
4 ZASADY ANTYRAKOWEJ BIOLOGII, CZYLI CO ROBIĆ BY ŻYĆ DŁUGO I ZDROWO + WIOSENNE WYZWANIE
KIEDY TWOJE DZIECKO KOCHA… ROBOTY
POTWÓR Z KTÓRYM MIERZY SIĘ KAŻDA MATKA – POKONAJ GO
Najlepszy prezent na roczek i dwa latka. Pierwsze i drugie urodziny – TOP 10
Dołącz do fantastycznej społeczności CoverBaby na Facebooku – TUTAJ
i obserwuj moją rodzinkę na Instagramie – TUTAJ <3
Ania
Hej, czy dalej korzystacie z tych zajęć? Zapisaliśmy wstępnie syna do polecanej w naszym mieście szkoły angielskiego specjalizującej się w kursach dla dzieci, najpóźniej do soboty musimy podpisać umowę, bo od poniedziałku ruszają zajęcia i… Waham się. Nie jestem pewna, czy na pewno warto, no i czy angielski dwa razy w tygodniu nie będzie dla niego zbyt dużym obciążeniem (siedmiolatek potrzebuje jednak trochę czasu na odpoczynek i zabawę…). Na pewno chcemy, by uczył się angielskiego poza szkołą, ale zaczynam zastanawiać się nad alternatywą dla stacjonarnego kursu w grupie.