Wakacje z dzieckiem. Mamo, nudzę się #1

Pamiętacie zeszłoroczny cykl wpisów „Wakacje z przedszkolakiem. Mamo, nudzę się”? Postanowiłam troszkę zmienić tytuł tegorocznej wersji, ponieważ będziecie w niej znajdować inspiracje na zabawy z maluszkami, przedszkolakami, ale również dziećmi szkolnymi.
Ten niebieski napis powyżej to link prowadzący do wszystkich wpisów, które przygotowałam w ramach tego cyklu w zeszłe wakacje. Dzisiaj będzie planszówkowo, książkowo, kreatywnie, a nawet znajdziecie kilka zabaw za całe zero lub prawie zero zł 😉
Gotowi? Wsiadajcie na pokład i sprawdźcie co robiliśmy w tym tygodniu….
ZABAWY Z KULKĄ
Jakkolwiek by to dziwnie nie brzmiało, zabawy z kulkami są u nas ostatnio w modzie. Najczęściej do zabawy wykorzystujemy drewniane kule z naszego zestawu do krykieta. Podobnie jak podczas zabawy kapslami możemy wymyślić tysiąc wariacji na temat zasad, reguł i samej gry. My ostatnio praktykujemy dwie, które bardzo upodobał sobie Maciek.
Pierwsza zabawa polega na wykopaniu niewielkiego dołka i próbie trafienia do niego swoją kulą. Banalnie proste… Tak nam się wydawało 😉 Jeśli gramy na trawniku możemy wyznaczyć np. sznurkiem okrąg do którego trafiamy kulą, a przy ostatnim blogowym spotkaniu na jakim byłam z 12 fantastycznymi dziewczynami bawiłyśmy się w kulki przy pomocy… ziemniaków. Można? Można! A frajda dla dzieciaków murowana.
Ostatnio jednak królem kulistych gier jest u nas taka, w której przy pomocy kredy malujemy na chodniku niewielki kwadrat, a w nim ustawiamy małe kauczukowe piłeczki (te z okrągłych automatów – koszmar każdego rodzica ;)). Po kolei przy pomocy większej kuli staramy się wybić z kwadratu jak najwięcej kulek. Te, które uda nam się przepchnąć poza magiczne linie, należą do nas. Na końcu liczymy który zawodnik ma najwięcej kulek…
Przy okazji dajcie koniecznie znać, czy chcecie więcej tego typu propozycji zabaw.
LEGENDY POLSKIE – GRANNA
Niedawno marka Granna wydała dwie gry związane z legendami polskimi. Obydwie dedykowane są dla dzieci od szóstego roku życia i bardzo nam się podobają.
BAZYLISZEK
Legendę o Bazyliszku znałam już w podstawówce i pewnie i Ty ją doskonale znasz. Jeśli jednak historia o potworze, który człowieka potrafi zamienić swoim wzrokiem w kamień nie dotarła do Ciebie, to w skróconej wersji jest opisana w instrukcji.
Gracze muszą wykazać się odwagą i zejść do podziemi, w których mieszka Bazyliszek. W pudełku znajdziecie 5 pionków, 5 żetonów o wartości 40 punktów, 10 żetonów tarcz i 90 kart komnat. Gra wymaga od nas przede wszystkim doskonałej pamięci, a przy okazji oczywiście ją ćwiczy. W dużym skrócie chodzi o to, żeby spośród kart rozłożonych obrazkami do dołu na stole, wybierać takie, które mają różne obrazki, albo są swoim lustrzanym odbiciem. Jeśli podczas rozgrywki nie chcemy jakiejś karty wziąć to po prostu odkładamy ją z powrotem, tym razem obrazkiem do góry. Jeśli nie chcemy dobierać więcej kart, sprawdzamy co udało nam się zebrać.
I tak za dwie karty z tym samym rysunkiem, które są lustrzanym odbiciem otrzymujemy po 5 punktów, a za pojedynczą kartę 1 punkt. Zliczamy punkty, które w tej turze udało nam się zebrać i przesuwamy pionek na planszy na odpowiednie pole. Jeśli jednak w zebranej przez nas puli znajdują się dwie identyczne karty, bazyliszek zamienia nas w kamień. Grając z młodszymi dziećmi warto wykorzystywać żetony tarcz. Ja np. Maćkowi na początku rozgrywki daję 3 tarcze, a sama z nich nie korzystam. Tarcza chroni przed wzrokiem Bazyliszka czyli młody może pomylić się trzy razy.
Gra jest pięknie wykonana i co dla mnie ważne, przybliża polskie legendy. Przyznaję bez bicia i aż mi wstyd, że jako blogerka pisząca mnóstwo o książkach, do tej pory nie opowiedziałam synowi tej pasjonującej historii. Oczywiście od tej pory Maciek przynajmniej 3 razy dziennie zamienia mnie wzrokiem w kamień i ma wielki ubaw kiedy stoję nieruchoma jak kłoda, aż mnie odczaruje….
Polecam 🙂
PAN TWARDOWSKI
Tutaj również znajdziemy skróconą wersję legendy o Panu Twardowskim, który zawarł pakt z diabłem, jednocześnie planując go przechytrzyć. To co złapało za serce od pierwszej rozgrywki moje dziecko, są przepaski na oczy, które zakładają wszyscy gracze poza jednym. Jest też klepsydra, którą kocha moje dziecko, bo wiadomo, klepsydra to ogromne emocje związane z szybkim upływem czasu. Klepsydrę wykorzystujemy jeśli gramy w dwie osoby.
Pan Twardowski zjawia się w karczmie „Rzym”, nikt jednak nie wie jak wygląda, bo potrafi ulegać metamorfozom niczym kameleon, ukrywając się wśród tłumu. Na stole rozkładamy 6 kart z wizerunkiem Pana Twardowskiego i karty z podpowiedziami jak tym razem nasz szlachcic wygląda. Jedną kartę podpowiedzi odkładamy na bok i zaczynamy poszukiwania. Czy będzie miał brodę, wąsy, a może fajkę w zębach. Jakiego koloru są jego włosy? Tego wszystkiego możemy się dowiedzieć, ale….
Najpierw układamy na stole dwustronne kafelki, z których ukazuje nam się obraz karczmy. Jeśli gramy np. w trzy osoby, to dwóch graczy nakłada „urocze” opaski, a w tym czasie „widzący” zamienia jeden kafelek odwracając go na drugą stronę. Teraz pozostali zawodnicy mogą odsłonić oczy i zaczyna się wyścig. Ten, który pierwszy poprawnie wskaże odwrócony kafelek może podejrzeć jedną z podpowiedzi dotyczących wyglądu Pana Twardowskiego.
Wygrywa gracz, który jako pierwszy odkryje za jakim obliczem skrył się nasz bohater…
Tutaj liczy się wprawne oko, szukanie szczegółów i czas. Gra jest rewelacyjna i często wywołuje falę śmiechu, choć zdarza się, że zalewa nas tsunami wściekłości sześciolatka. Nic to… Jak mówiła moja babcia „Bo przegrywać to trzeba umieć” 😉
100 ZABAW Z… CZYLI POLECAMY KAPITANA NAUKĘ
Chociaż wakacje mijają nam w tempie ekspresowym, a dni przeciekają przez palce, staram się każdego dnia chociaż na moment usiąść z Maćkiem do zabaw, które ćwiczą myślenie i małą motorykę, która nadal u nas kuleje. I tutaj z pomocą przyszły mi ostatnio świetne zestawy od Kapitana Nauki: „100 zabaw z piłką nożną” oraz „100 zabaw z kangurem Arturem”, a także „Kapitalne łamigłówki”.
„100 zabaw z piłką nożną” i „100 zabaw z kangurem Arturem”.
W każdym pudełku znajdziecie książkę i karty z zadaniami, a także flamaster, który oczywiście po zabawie wycieramy i możemy bawić się od nowa.
Będą tutaj i labirynty i szukanie różnic między obrazkami. Będzie rysowanie po śladzie, zadania ćwiczące logiczne myślenie i dotyczące wiedzy ogólnej. Np. jedna z kart, która bardzo spodobała się Maćkowi to ta, gdzie trzeba zwierzęta przyporządkować do odpowiedniego otoczenia (wielbłąd do pustyni czy żółwia do nadmorskiego wybrzeża). Znajdziecie również zabawy z literami i cyframi, a wszystko to pięknie i bajecznie kolorowo wydane.
Oczywiście w chwili obecnej ulubiony zestaw to ten, w którym każde zadanie ma związek z piłką, meczami i golami. Mój syn zalicza się do tej połowy członków kraju, którzy z entuzjazmem obserwowali kolejne rozgrywki i emocjonują się wynikami każdego meczu.
Ja wybrałam zestawy dla dzieci od 4 – 6 lat, ale na stronie Kapitana Nauki na pewno dopasujecie coś dla młodszych i starszych dzieci. Niebawem na moim Instagramie (TUTAJ) odbędzie się konkurs, a w nim do wygrania dwa zestawy z poniższych zdjęć..
KAPITALNE ŁAMIGŁÓWKI
„Kapitalne łamigłówki” są naprawdę kapitalne 😉 Sprawdzają się w każdej podróży, w restauracji czy kiedy po prostu musimy posiedzieć chwilę w ciszy, poczekać w kolejce do banku czy przeczekać letnią burzę schowani w bezpiecznym domu. My wybraliśmy zestaw dla dzieci w wieku 5-6 lat, a w nim trzy rodzaje zadań. Są tutaj labirynty, które to Maciek kocha najbardziej na świecie, są pomylone historyjki i kody.
Czym jest labirynt nie muszę wam tłumaczyć, ale o co chodzi z pomylonymi historyjkami i kodami? Te pierwsze to po prostu 3 obrazki, które trzeba uporządkować w odpowiedniej kolejności. I tak np. mamy czystą świnkę, świnkę taplającą się w błocie i brudną świnkę.
Kody to coś, co Maćkowi na razie sprawia największą trudność i czasami potrzebuje do nich mojej pomocy. To swoisty labirynt, który musimy przejść według jakiegoś klucza. Na przykład niebieska kurka – żółta kurka – szara kurka. I dalej znowu niebieska, żółta, szara… aż wyjdziemy z labiryntu. Jeśli nadal nie wiecie o czym mówię, to przejdźcie szybko do poniższych zdjęć.
TYKAJĄCA BOMBA
Jeśli tylko macie w domu minutnik (wiecie – taki do kuchni), to ja mam dla Was patent na świetną zabawę. Jedno z dzieci (lub dorosłych) chowa w pomieszczeniu lub ogrodzie minutnik włączając jednocześnie czas na 2 czy 3 minuty. Jeśli gracze w tym czasie nie znajdą „bomby” przegrywają, a sprytny gracz chowa minutnik jeszcze raz. Jeśli jednak ktoś znajdzie wybuchową zabawkę zanim ta zacznie pipczeć, w następnej kolejce on ukrywa „bombę”.
U nas ta zabawa świetnie się sprawdza, a im więcej osób, tym weselej…
KAMIENIE KINETYCZNE
Jeśli śledzicie mojego Instagrama, to może widziałyście jakie fajne urodzinowe prezenty dostał mój Maciek od koleżanek i kolegów z przedszkola (i sąsiadów ;)). Jeśli nie, możesz to obejrzeć w relacjach wyróżnionych – TUTAJ.
Ja dzisiaj pokażę Wam jeden z tych prezentów, który od razu przyciągnął uwagę Maćka. Mój mały sensoryk od zawsze kochał wszystkie masy plastyczne, magiczne plasteliny, glinę, modelinę, piasek kinetyczny i wszelkiego rodzaje gluty.
Przy okazji – TUTAJ ZNAJDZIESZ NAJLEPSZY PRZEPIS NA MASĘ PLASTYCZNĄ – koniecznie zajrzyj – nie pożałujesz…
Ale wracam do prezentu. Maciek dostał Kinetic Rock, czyli kinetyczne kamienie marki Spin Master. Ależ to był hit!!! Nie dość, że Maciek zachwycił się samą masą, to jeszcze opakowanie przypomina wulkan. Jeśli wasze dzieci również uwielbiają tego typu zabawy – polecam z całego serca.
MINECRAFT
Jak wiecie kocham wszystkie – absolutnie wszystkie książki kreatywne. A już te, które kocha również mój syn kocham miłością bezwarunkową. Tak jest właśnie z księgami Netheru i Kresu czy innymi związanymi z najpopularniejszą grą XXI wieku 😉
Młody wyjątkowo chętnie tworzy scenerie przeniesione żywcem z tableta, przemierza labirynty i rozwiązuje przygotowane pod fanów Creeperów, Endermanów i Pająków zadania…
Wszystkie Minecraftowe książki z zadaniami znajdziecie TUTAJ
ANGIELSKI ZNAMY ŚPIEWAJĄCO
Młody z wielkim oporem traktuje próby uczenia go języka czy to w przedszkolu czy też w domu. Na szczęście mam kilka swoich sposobów żeby zainteresować go językiem. Bo wiecie… W dzisiejszych czasach porozumiewanie się w innym niż ojczysty języku to już raczej konieczność.
Od jakiegoś czasu bardzo często włączamy sobie „You can sing in English too!” i widzę pewne postępy. Czyli jest dla nas nadzieja 🙂
Na dzisiaj to już wszystko. Pozdrawiam Was gorąco, tym razem z malowniczej Wisły. Będę zaszczycona jeśli udostępnisz ten post na Facebooku, albo zostawisz na nim kciuka czy komentarz <3
Niezmiennie zachęcam do obserwowania mnie na Facebooku i Instagramie:
Facebook CoverBaby
Instagram CoverBaby