Pomysł na zabawę w piaskownicy – czyli jak Maciek został ogrodnikiem.

Wraz z ukończeniem przez mojego szkraba pierwszego roku, zstąpiło na mnie olśnienie i wiedza czym tak naprawdę jest piasek. Do tej pory kojarzył mi się z nadmorskim klimatem i czymś co włazi między pośladki kiedy próbuję nadać mojej skórze cudowny, słoneczny brąz. Od prawie trzech lat już wiem, że piasek jest cool. Piasek robi robotę! W naszym ogrodzie stoi dziadowska, zbita z kilku dech stara piaskownica. Jest to miejsce do którego biegnie Maciek zaraz po przyjeździe z przedszkola. W weekendy, kiedy my łapiemy pierwsze promienie słońca przy kawce, On już kopie, grabi, wrzuca na taczkę, sypie do betoniarki… Działa! Czasami wylewa do swojej piaskownicy kilka konewek wody i jak Baśka z ulubionych opowiadań Zofii Staneckiej lepi błotne kotlety czy robi armatnie kule. Broń się kto może!!!! Wydziera się matka i biega po ogrodzie unikając błotnych pocisków. Zabawa przednia odkąd matka wie, jak sprać plamy z błota.
Nie żeby Matka nadgorliwa była, ale po wypiciu kawy i poczytaniu książki poczułam, że w tym piasku to bym się z synem pobawiła. W ramach wspólnego spędzania czasu, budowania pozytywnych relacji i wzmacniania więzi rodzinnych. Kotletów narobiłam się poprzedniego dnia w kuchni, błotna wojna jest bardziej w stylu młodego niż moim, a zamki z piasku średnio mi wychodzą. To tata wiedzie prym w tej dziedzinie. I wtedy zaświtała mi w głowie myśl na miarę Nobla (ok! być może przesadziłam! Ale przynajmniej myśl błyskotliwa….). Załóżmy w piaskownicy ogród. Taki na jeden dzień. I niech będzie magiczny! I niech zamieszkają w nim wróżki, elfy i złe czarownice… Rozpędziłam się. Młody zapalił się do pomysłu. Nawet bardzo! Ale z ogrodu przepędził moje czarodziejki, a w ich miejsce pojawili się piraci i dzielne piratki! Niech będzie.
Najpierw młody wzorowo nawilżył ziemię i porządnie ją wygrabił. Później w taczce przywieźliśmy najróżniejsze rośliny, które udało nam się znaleźć w ogrodzie. W spokoju pozostawiliśmy te, które akurat kwitły, bo od pszczółek w jabłoniach aż się roiło. Później młody porobił odpowiednie dziurki na nasze sadzonki i posadziliśmy roślinki (słoneczne wiertło obejrzysz w TYM wpisie). A później zostało to co młody kocha najbardziej. Podlewanie, doglądanie i sprawdzanie czy roślinki jeszcze mają się nieźle, czy przyszła pora, aby udać się na poszukiwanie kolejnych gatunków – tym razem do lasu.
Czasami warto oderwać się od swoich spraw, ubabrać się w piachu, wcielić się w rolę np. zapalonego botanika, by zobaczyć najszczerszy, najwspanialszy uśmiech na buziaku młodego asystenta. Jeśli macie jakieś ciekawe pomysły na zabawę w piasku dajcie koniecznie znać, bo przed nami długie lato 🙂
P.S. Wybaczcie matce ogrodową stylówę syna 😉
Serdecznie witam nowych czytelników i zapraszam do polubienia mojego profilu na Facebooku → KLIK.
Natalia
Moje dziecko ostatnio z dziadkiem obsadziło 25 arów działki w tuje i podobne zielone roślinki. Mały oczywiście był zachwycony, ale dziadek jaki dumny 😀