Pikniki, zabawki w terenie i ochrona Twojego malucha – przygotuj się na Dzień Dziecka i wakacje

Czy piknik to już prehistoria? Przeżytek jakiś albo co gorsze faux-pas? Bo przysięgam, że jak rozłożyłam cały nasz mandżur na trawie w parku, to ludzie na nas dziwnie spoglądali. A może chodzi o miejsce? Że nie na polanie, łące, gdzie nikt nas nie widzi? A może patrzyli z nostalgią przypominając sobie własne dzieciństwo, albo pomyśleli, że też zabiorą rodzinę w plener i będą się świetnie bawić…
Pikniki!!!! Uwielbiam. Wiecie, że gdy myślałam, że już po mnie, że skorupiak mnie zabierze, to jedną z rzeczy za którymi płakałam były właśnie te rodzinne pikniki? Słońce, trawa, koc, świergot ptaków i najukochańszy, biegający wokół nas synek.
Kiedyś myślałam, że te całe pikniki to bez sensu są… Człowiek się nadźwiga, narobi tych kanapek, ciast napiecze lub w wersji na beznadziejną panią domu (czyli np. mnie) nakupuje w doskonałej cukierni i jeszcze mrówki gryzą w tyłek i osy kleją się do kompotu.
A później urodził się Maciek, matka przeniosła się w czasie wiele, wiele lat wstecz i przypomniała sobie, te najpiękniejsze chwile z własnego dzieciństwa. To były ziemniaki pieczone w ognisku, pętko zrobionej na patyku kiełbasy spożytej na kocu w kratę i napotkany, śmierdzący, aczkolwiek uroczy pies pod leśną wiatą nadgryzioną czasem i kornikami. Takie dzieciństwo, tylko z większą ilością fajnych zabawek i (niestety) tabletem w tle chcę zapewnić Maćkowi.
Dzisiaj zabieram Was ze sobą na 2 nasze pikniki. Jeden na wypasie, na bogato, po królewsku… Drugi skromniutki, bardziej niż piknik, przystanek podczas rowerowej rodzinnej wyprawy. Oba to cudnie spędzony czas… Oba sprawiły, że młodemu banan nie schodził z twarzy nawet na minutę, oba służą scalaniu rodziny i budowaniu więzi. W tym roku zaliczymy ich na pewno więcej.
Ale, ale… Kończę z sentymentalizmem i wracam do TU i TERAZ, do UPRASZCZANIA i UMILANIA sobie ŻYCIA… W tym jestem mistrzynią.
Wiesz już, że jestem gadżeciarą i jestem tutaj również po to by pokazać Ci nasze ulubione zabawki, książki i wszystko co służy mi i moim bliskim. Dzisiaj również Cię nie zawiodę. Mam nadzieję, że będzie bardzo inspirująco. A może już myślicie o Dniu Dziecka? Mam kilka sprawdzonych podwórkowych nowości oraz coś co ochroni Wasze maluchy przed słońcem.
Chcecie? Chcecie je zobaczyć? No to zaczynamy…
MOJA NOWA MIŁOŚĆ, CZYLI…
Pierwszy gadżet, który kocham miłością bezwarunkową to moja mata piknikowa. O jej zakupie myślałam okrągłe 2 lata, od chwili gdy zobaczyłam ją gdzieś w czeluściach Instagrama. Bardzo mi się spodobała, ale zdrowy rozsądek podpowiadał, że nasz pomarańczowy koc też jest niczego sobie. Dzisiaj żałuję, że zwlekałam te 2 lata. Mata SKIP HOP jest genialna. Składa się w małą torbę lub plecak – jak wolisz. Kiedy jeździmy na rowerach zawsze mam ją na plecach, żeby odpocząć wśród pól i lasów. Do maty przypięta jest taka torebko – saszetka, w której mam zwykle telefon, chusteczki, nasze podróżne mini gry (o których za chwilę też wspomnę) i parę złotych monet na lody z lat 50 – tych, które to mój młody musi zjeść podczas każdej wyprawy. Tę torebeczkę można od maty odpiąć. Mata czyści się znakomicie i przede wszystkim… wygląda bosko 😉 Mój mąż się ze mnie śmieje kiedy to mówię, ale wiem, że Wy moje Królowe doskonale mnie zrozumiecie.
P.S. Najlepsze są pikniki wielopokoleniowe. Te z dziadkiem czy babcią w tle…
IDEALNY GADŻET DLA NIEZMORDOWANEGO MALUCHA…
Jeśli ma się pragnącego nad wszystko ruchu pięciolatka, to oczywiście nie może na pikniku zabraknąć takich sprzętów jak chociażby paletka do badmintona czy piłka. No właśnie… Piłka!!! Piłka XL Buiten Speel, którą to markę bez końca Wam polecam była piknikową niespodzianką dla Maćka. Nie było łatwo jej ukryć, bo zajmowała sporą część bagażnika i widać ją było z kabiny naszego „kombiaczka”.
Nie jestem w stanie opisać radości naszego małego Lewandowskiego, ale bez problemu dostrzeżecie ją na zdjęciach. Piłka to ogromny silikonowy balon pokryty tkaniną, więc trzeba uważać, by nie wpadła np. w kłujące krzaki jak kiedyś nasza bańkopiłka.
ZOBACZYĆ MUCHĘ Z NAPRAWDĘ BLISKA…
Na naszym królewskim pikniku mieliśmy również świetne zestawy od Haby z serii Terra Kids. Jeśli Wasze maluchy uwielbiają zbierać mrówki, ślimaki, żuczki, podglądać pszczoły zapylające kwiaty, pająki czy inne biedronki i chrabąszcze, to te sprzęty sprawdzą się u Was świetnie. Młody odkąd je posiada, są w użyciu prawie każdego dnia, a już szczególnie podczas wypadów w plener do pobliskiego lasu. My zdecydowaliśmy się na lupę odkrywcy i pistolet do łapania owadów. Wszystkich obrońców praw zwierząt uprzedzam, że żaden owad nie ucierpiał podczas naszych poważnych badań naukowych i wszystkim zwróciliśmy wolność. Ba! Niektóre ślimaki zostały nawet zaproszone do naszego domu na konsumpcję sałaty i serio… ciężko było wytłumaczyć dziecku, że nie mogą zostać z nami na stałe. Pistolet jest na baterię i zasysa owada do specjalnego pojemniczka. Dziecko może poprzyglądać się z bliska „złowionemu” maluszkowi i wypuścić go. Lupa z kolei pozwala na obejrzenie dajmy na to pająka z góry i od dołu.
KIEDY DZIECIAKI SĄSIADÓW ZBIERAJĄ SIĘ W TWOIM OGRODZIE…
Ostatnio w naszym ogródku roi się od śmiechów, pisków i krzyków. Przybiega do nas mnóstwo sąsiadów (oprócz tych od zawsze, Maciek poznał w tym roku dwóch nowych kumpli), a ja czuję się jak na wczasach, bo poza dorabianiem kolejnych kanapek, podawaniem soczków, wody i placków mogę robić co mi się żywnie podoba. Najtrudniej jest przekonać całe towarzystwo, że pora już na mycie i spanie. Oj! Z tym bywa różnie.
Jakiś czas temu zastanawialiśmy się dlaczego te dzieci lgną właśnie głównie do nas. Na pewno spory atut to trampolina, piaskownica i brak większych zakazów. Można krzyczeć, rzucać się szyszkami, a jak jest gorąco to uruchamiamy pistolety na wodę. Sławek zrobił ostatnio własnoręcznie bomby kredowe więc nasz dom wygląda jak dzieło pijanego artysty, a ja podrzucam co i rusz nowe zabawki, które świetnie sprawdzają się na podwórku.
Tak było z krykietem… tak, tak… od Buiten Speel. Pudełko, a w nim 6 różnych piesków, które wbijamy w trawnik, dwa młotki typowe dla krykieta i 3 drewniane, sporej wielkości kule. Zabawa była niezwykle udana, a kiedy już się dziatwie znudziła, to wymyślili i dla młotków i dla piesków, a już szczególnie dla kulek własne zastosowanie. Ale to wolę przemilczeć 😉 My uwielbiamy takie gry outdoorowe i zawsze się u nas sprawdzają. Dajcie znać jak jest u Was.
Z OGRODU NA WIELKĄ WYPRAWĘ…
Często na jednodniowe wyprawy czy dłuższe wyjazdy zabieramy ze sobą tzw. gry podróżne. Takie, które wepchniesz do najmniejszej, ukochanej różowej torebki i wyciągniesz w momencie chwilowego foszka czy zmęczenia bieganiem po łące malucha. Pokazuję Wam te nasze maleńkie zabawki często, dziś mam dwie nowe.
Jedna, to bardzo popularna planszówka „Węże i drabiny” marki The Purple Cow. Te magnetyczne maleństwo mieści się nawet w kieszeni mojego ulubionego swetra. A na łące… Składacie sobie planszę przy pomocy specjalnego klipsa i gracie 😊
Druga gra to takie „Zgadnij kim jestem” marki Djeco z serii Mini Logix. W pudełeczku znajdziecie 2 ołówki i 30 plansz z różnymi postaciami. To zabawa dla dwóch graczy, którzy biorą sobie identyczne plansze, ustalają (w myśli) kim będą. A później zaczynamy pytania. „Czy Twoja postać ma coś na głowie?”, „Czy ma brodę?”, „A może okulary?”…. Jestem pewna, że każdy z Was zna tę popularną grę, a ta będzie perfekcyjna na wyjazd.
PLAŻOWE CUDO LITTLE LIFE…
Wracamy na chwilę do gadżetów. Czy tylko moje dziecko tak ma, że z każdego, absolutnie każdego spaceru wraca z kieszeniami wypchanymi kamieniami, patykami w mojej torebce i kwiatkami, które niosę ja, bo oczywiście są dla mamy?
Maciek często chodzi na basen, a niebawem zaczniemy codzienny rytuał – wyprawy nad jezioro, by popluskać się w ciepłej chłodnej wodzie… Z tego właśnie powodu zdecydowałam się na plecak LittleLife z serii SwimPak. Jest idealny, bo można do niego spokojnie wrzucać mokre kostiumy kąpielowe, ręczniki czy maskę i fajkę do wody. Pomieści 10 l naszego plażowego mandżuru, a dziecko będzie miało suche plecki. Ramiączka plecaka są bardzo wygodne, plecy oddychające, a do tego coś co mnie skusiło najbardziej. Plecak ma formę worka. Otwarcie jest bardzo szerokie, dzięki czemu nie trzeba wciskać niczego na siłę i zamyka się go bardzo prosto. Coś jeszcze? Na pleckach jest dodatkowa kieszonka na drobne rzeczy – mogą to być muszelki, kamyki, albo pieniążek na loda.
Czy to wszystko o czym pisałam wyżej jest dla Maćka istotne? Jasne, że nie! On widzi tylko, że ma świetną kolorową żabę – taką z wystającymi łapkami, nóżkami i ślicznymi żółtymi kropkami. Powiedział, że jest, cytuję: „EPICKA”!!!! Od razu widać, że ma kumpli starszych od siebie o kilka lat.
BEZPIECZEŃSTWO, CZYLI COŚ, OD CZEGO POWINNAM ZACZĄĆ TEN ARTYKUŁ
Pomyślałam jednak, że to co na końcu zapamiętacie najlepiej 😉
A jak już spakujemy ten cały plażowy dobytek, to nie zapomnijcie o 3 najważniejszych sprawach.
Nakrycie głowy (my mamy ukochanego Minionka z daszkiem z zeszłego roku), krem z filtrem i ochrona oczu. Postanowiłam, że nie kupię Maćkowi kolejnych okularów, które poza fajnym wyglądem, tudzież rysunkiem Spidermana nie mają z ochroną nic wspólnego. Zdecydowałam się na okulary marki BABIATORS i bardzo, ale to bardzo Wam je polecam.
Maćka do ich ciągłego noszenia przekonał fakt, że zostały zaprojektowane przez pilota myśliwca F-18, mnie, że Babiatorsy noszą dzieci mojej ukochanej Carrie Bradshow 😉
A teraz tak zupełnie serio…
Babiatorsy chronią oczy Maćka w 100% przed wszystkimi UV jakie istnieją na tej planecie, nie zniekształcając przy tym obrazu. Spełniają wszystkie wymogi jakie mogłyby spełniać, przy czym warto wspomnieć, że posiadają najwyższą Klasę Optyczną. Dostaniecie je w różnych rozmiarach, my wybraliśmy model od 3 – 7 lat .
I tak oto jesteśmy w pełni gotowi na rowerowe przygody, letnie upały i szalone kąpiele. Pozostaje modlić się o sprzyjającą wakacjom pogodę i ruszać na podbój świata !!!
Ja chwilowo pracuję w pocie czoła jak ta mróweczka niosąc ziarenko piasku za ziarenkiem, żeby do Dnia Dziecka pokazać Wam jak najwięcej wspaniałości… A w czerwcu… W czerwcu kolejne pikniki i jeszcze więcej oddechu od życiowego pędu…
Elwira
Od dawna zastanawiałam się nad tą matą. Twoje piękne zdjęcia w pełni mnie przekonały, że powinnam taką nabyć jeszcze przed urlopem.
Małgorzata Źródlewska
Jest tak jak pisałam – PRZEGENIALNA – a najbardziej lubię w niej to, że mogę ją wozić na plecach podczas wycieczek rowerowych, których w sezonie mamy mnóstwo 🙂