Gry, które pokochał mój przedszkolak. Planszówki – idealny prezent pod choinkę

W ostatnich dniach na blogu sporo było książek i zabawek, które polecam na Święta. Nie mogłabym jednak pominąć przedświątecznego wpisu o naszych ukochanych planszówkach (w przyszłym tygodniu będzie jeszcze jeden ;)). Bo kiedy na dworze ciemno i mroźno, cudownie jest stłoczyć rodzinę przy stole i oddać się przyjemności grania. Pisałam już o tym przynajmniej kilka razy, ale napiszę raz jeszcze. Spędzanie czasu z dziećmi przy grach planszowych ma jak dla mnie same zalety. Jesteśmy razem, blisko, skupiamy się na sobie wzajemnie. Uczymy dziecko radzenia sobie z uczuciem porażki kiedy przegra, a jednocześnie obserwujemy radość jeśli wygra z matką trzeci raz z rzędu. Przy planszówkach rzadko zdarza mi się nudzić. Nie przepadam za udawaniem autobota czy popychania resoraka od stacji benzynowej zlokalizowanej w imperium syna do warsztatu znajdującego się w pokoju obok. Ale gry? Zawsze lubiłam i chyba tak już pozostanie.
Pokażę Wam dzisiaj trzy planszówki marki Egmont, które chwilowo królują w naszym domu. Szczególnie jedna przypadła Maćkowi do serca. Gramy w nią kilka razy dziennie i może się zdarzyć, że matka niedługo lekko osiwieje. Wiecie…
6:00. Sobota. Za oknem jeszcze ciemno. „Mamusiu. Wstawaj. Gramy w Kotka Psotka. Już wszystko gotowe”…
KOTEK PSOTEK
To właśnie przez tego sierściuszka wstaję w weekendy o świcie. Zapewne za jakiś czas to szaleństwo minie, póki co wspomagam się prywatnym termosem wypełnionym kawą. Kotek Psotek to nowa gra marki Egmont z serii Rodzinka Wygrywa. To jedna z gier kooperacyjnych, które tak bardzo lubię (więcej o nich pisałam TUTAJ). W skrócie – razem z dzieckiem dążymy do wspólnego celu i albo wygrywamy, albo gorycz porażki dzielimy na dwoje (troje, czworo…).
W środku dość płaskiego pudełka (o dzięki Ci losie – kto ma niewielkich rozmiarów pokój dziecięcy wie o czym prawię ;)) znajdziemy magiczną planszę. Magiczną, bo w jej środek wstawiamy drzewo, które przyciągnęło małolata niczym magnes już od pierwszej rozgrywki. Na drzewie są dwie kryjówki – dla wiewiórki i ptaszka. Pod nim jest norka myszki. I to tutaj właśnie mają dotrzeć trzy drewniane zwierzątka uciekając przed Kotkiem Psotkiem. Są w pudełku również dwie kostki – z czarnymi i zielonymi kropkami. Jeśli wyrzucimy czarne kropki – porusza się kotek. Jeśli zielone – jedno z trzech uciekających zwierzątek. Cztery tabliczki z kocimi przysmakami pozwalają nam cztery razy zawrócić kota na start. Kto ich użyje i czy w odpowiednim momencie? Które zwierzątko na planszy jest w tej chwili najbardziej zagrożone? Czy poruszyć się o 2 pola ptaszkiem, czy jeden ruch zostawić myszce? Czy opłaca mi się pójść na skrót, który podpowiada mi plansza? A może czai się tam na nas czarny kotek?
Uwielbiam tę grę za to, że moje dziecko świetnie się bawiąc uruchamia co chwilę logiczne myślenie. Trenuje, mruży oczy, duma, drapie się po głowie…. Myśli! I rozgrywka przebiega coraz sprawniej i coraz rzadziej się zdarza, żeby matka musiała podsuwać gotowe rozwiązanie w postaci kocimiętki pod nos.
Gra jest przeznaczona dla dzieci od trzeciego roku życia i może w nią jednocześnie grać od jednej do ośmiu osób.
Kotka Psotka znajdziecie TUTAJ.
DZIELNE MYSZKI
Znowu kot przed którym uciekamy 🙂 Tym razem kierujemy całą armią dzielnych myszek. Co jednak zrobi dziecko w pierwszej chwili po otworzeniu pudełka? Zachwyci się. Ty zresztą też. Sporej wielkości drewniany kotek z ogonkiem ze sznurka. Cała masa kolorowych, również drewnianych myszek. Królestwo żółtego sera. Uwielbiam gry, których elementy są wykonane w tak dokładny i przemyślany sposób.
Jeszcze miesiąc temu zastanawiałam się czy mój czterolatek ogarnie jednoczesne prowadzenie czterech czy pięciu myszy. Dziś wiem, że nie stanowi to dla niego żadnego kłopotu. Baaa!!! Drań matkę ogrywa raz za razem.
O CO CHODZI?
Każdy gracz otrzymuje myszki w jednym kolorze (4 lub 5 w zależności od ilości graczy). Układamy je w mysim domku na środku planszy. Na rogach są kryjówki, w których pochowane są kawałki sera. Im dalej dojdziemy, tym więcej smakołyków możemy zdobyć. Żeby nie było jednak tak prosto, myszka, która wejdzie do takiej kryjówki kończy grę. Nie idzie dalej. I tutaj dziecko musi podjąć decyzję. Chowam się w pierwszej norce i dostaję maleńki przysmak, czy śmiało zmierzam do serowego królestwa ryzykując, że złapie mnie ten przebrzydły kot? Czy jeszcze jestem bezpieczna, czy powinnam uciekać do najbliższej kryjówki? Wygrywa oczywiście gracz, który zdobędzie największą ilość sera.
Jak dla mnie bomba! Gra jest dość emocjonująca i mnie jako rodzica nie nudzi. Maluch siada chętnie do planszy i widać, że dobrze się bawi. Czegóż chcieć więcej?
Gra jest dla dzieci od czwartego roku życia i może w nią grać od 2 do 4 osób. Inną grę z serii „zagraj ze mną”, znajdziesz TUTAJ.
Gra do nabycia TUTAJ.
PĘDZĄCE ŻÓŁWIE – WYŚCIG DO SAŁATY
Nie wiem czy wśród moich Czytelników znajdzie się ktoś, kto o tej grze nie słyszał. To kultowa planszówka, takie must have każdego domu, w którym mieszkają małe skrzaty.
W pudełku znajdziecie 5 drewnianych żólwi w różnych kolorach, kilkadziesiąt kart, które zastąpią tradycyjną kostkę oraz 5 kartoników z wizerunkami naszych uroczych gadów.
Wszystkie pionki ustawiamy na polu startowym i losujemy po jednym kartoniku z żółwiem. Wskazuje on, który zwierzak jest nasz i od tej pory robimy wszystko co w naszej mocy, by pierwszemu dotrzeć na pole sałaty. Co jednak odróżnia tę grę od wszystkich mi znanych, tutaj poruszamy się wszystkimi pionkami, a nie tylko naszym. Przez całą rozgrywkę nie wiemy którymi żółwiami dotrzeć do celu chcą nasi przeciwnicy, a także nie wiemy jakie mają karty.
O właśnie! Karty! Na początku gry każdy gracz otrzymuje po 5 kart. Z pozostałych układamy stosik. Będziemy z niego dobierać karty po wykonaniu swojego ruchu tak, aby wciąż mieć w dłoniach pięć kart. Każda karta to jakiś ruch. Np. karta z zielonym żółwiem i jednym plusem mówi, że należy poruszyć się o jedno pole do przodu żółwiem we wskazanym kolorze. Minus na karcie to cofnięcie o jedno pole, dwa minusy – dwa pola. Są też żółwie ze strzałkami (np. dwie strzałki – ostatni żółw porusza się o dwa pola do przodu). Poza kartami z żółwiami jednobarwnymi są też takie, na których widnieje tęczowy zwierz. Takiej karty możemy użyć na dowolnym pionku. Jeśli dwa żółwie staną na jednym polu, jeden wskakuje na drugiego i od tej pory poruszają się razem.
O tych wszystkich zawiłościach więcej przeczytacie w instrukcji, a ja powiem wam tylko, że to chyba pierwsza gra Maćka, którą mam ochotę wyciągnąć po zaśnięciu dziecka i zasiąść przy stole do kilku partyjek z mężem 😉 Na pewno zostanie z nami na długie lata.
I jeszcze jedno. Gra jest dla dzieci od piątego roku życia, ale my z powodzeniem gramy z czterolatkiem. Upraszczamy jednak grę ujawniając między sobą kartoniki z żółwiami, a także same karty. Czasami również podpowiadam młodemu jaki ruch powinien wykonać, aby osiągnąć jak najlepszy efekt.
Do kupienia TUTAJ
Więcej wpisów o naszych ulubionych zabawkach i grach znajdziesz w dziale PLAC ZABAW.
Możesz mnie również znaleźć na Facebooku → KLIK
Tylko dla Mam
Dzięki za ten wpis, zawsze mam problem z wyborem planszówek 🙂
Joanna B.
U nas też żółwie rządzą:) o też zaczynaliśmy od gry w otwarte karty:) a jakie karcianki polecasz oprócz mini family?
admin
Niwiele ich mamy. Mini match djeco i batamino.