Padłeś? Powstań! Czyli o tym co się z nami dzieje

Dni mijają w zastraszającym tempie. Ostatni tydzień to kolejna gorączka u Maćka, herbata z sokiem z malin liczona w dzbankach i „Królowa Śniegu” pochłonięta z wypiekami na policzkach (nie tylko od gorączki ;)). Zniknęłam na chwilę z social mediów (no prawie :)), bo nie ogarniam tego domowego centrum zdrowia i sama też nie czuję się najlepiej. Ostatnio coraz łatwiej przychodzi mi dawanie sobie prawa do odpuszczania, a to chyba dobrze.
Mieliśmy również gości i jeśli chodzi o dietę to poległam na całej linii. Upiekłam moje ukochane ciasto z jabłkami i nie zawahałam się go użyć. Nałożyłam sobie maleńką porcję, a zatrzymałam się przy trzecim, już nie tak maleńkim kawałku. Były też inne wyskoki, ale nie o tym miałam pisać…
Mimo trzydniowej porażki jestem z siebie niemalże dumna. Tym razem nie pozwoliłam na to, by ten sielski, rodzinny weekend stał się początkiem końca marzeń o zdrowszym ciele i zgrabnej Gośce. Do tej pory moje diety kończyły się po 3 – 4 dniach, bo zgrzeszyłam. Jeden kawałek pizzy był dla mnie równoznaczny z tym, że już nie warto się starać, bo i tak wszystko zawaliłam. Ładowałam więc do sklepowego kosza paczkę ciastek na pocieszenie i uznawałam, że widocznie nie jestem jeszcze gotowa na jakiekolwiek żywieniowe zmiany.
Dopiero dzisiaj rozumiem jak głupie było moje postępowanie. Upadłam, więc nie wstaję i tak będę leżeć, aż moja dupa będzie cięższa niż jeden z kamieni składających się na Stonehenge. Dziś jestem inna. Dorosłam? Upadam, ale wstaję i wracam do tego co zaczęłam. Znów smażę placuszki z płatków owsianych i przegryzam żurawinę w okolicach drugiego śniadania.
Obiecałam wrzucić kilka zdjęć z czasów gdy bieg na 1000 metrów nie był jeszcze sennym koszmarem, a ja sama z przyjemnością słuchałam Ewki i jej „Już po krzyku. Jestem z Ciebie bardzo dumna”. Za każdym razem gdy tracę zapał, te zdjęcia (+ dżinsy w rozmiarze 36) przywołują mnie do porządku i przypominają po co właściwie walczę.
A jak jest teraz?
Poza tym szykuję dla Was fajny wpis o tym co robić z dzieckiem w domu, a jeśli Maciek jeszcze trochę pochoruje, to zrobi się z tych postów cały cykl 😉 Oby nie! W przyszłym tygodniu będzie też wpis o czymś, co bardzo ułatwia nam przechodzenie choroby, a mnie ratuje przed swędzeniem oczu i ciągłym kichaniem 😉
Na koniec podsyłam Wam link do mojego Instagrama → KLIK. Ostatnio najczęściej można nas zobaczyć właśnie na Insta Stories (krótkie filmiki, które wyświetlają się po kliknięciu w moje zdjęcie profilowe. Filmiki są automatycznie usuwane po 24 godzinach, a znajdziecie w nich urywki naszej codzienności, zabawy z młodym, zabawki, książki i kremy matki 😉 Masło maślane.) :*
Kornelia (wozkidobiegania.pl)
Bardzo ładne zdjęcia 😉